Nieskończona wakacyjność. Nie wyobrażam sobie, jak ludzie mogą tu mieszkać na stałe i śpieszyć się, i mieć sprawy do załatwienia na wczoraj, i żyć w jakimkolwiek stresie. To były chyba najbardziej zrelaksowane wakacje jakie do tej pory miałam. No tak, i bardziej wakacje niż podróż. Czarne plaże poryte wulkanicznymi skałami, przez co zieleń wydaje się głębsza, granat wody czystszy, a słońce intensywniejsze. Jest luty, wieje chłodny wiatr – jak w czerwcu nad Bałtykiem, zmarzłam w bikini na plaży. W lutym. Jest pięknie, inne oblicze Hiszpanii, inne oblicze mojego podróżowania. Na dzień dobry pomyliły mi się miasta, zapomniałam zabrać ze sobą paru ważnych rzeczy, przyjechałam kompletnie nieprzygotowana – co zobaczyć, co robić, dokąd iść… co mnie wcale nie spięło, a jedynie bardzo rozśmieszyło. Coś nowego, takie roztargnienie. Z lotniska Tenerife Norte złapałam autobus do Puerto de la Cruz, odszukałam hotelik Tejuma (całkiem ładny, ale nieudany – obsługa nie mogła być gorsza i...