Przejdź do głównej zawartości

Asturies, c.d.

Gijon i Cabo de Peñas

Grająca niebem mgła, wszystko ukryte pod miękkim tajemniczym puchem.


Pojawiłam się w Gijon rano - szaro, zimno, niezbyt zachęcająco. Ponure chmurzyska pędziły znad zatoki by szczelnie ukryć w swojej burości cały horyzont. Powietrze było gęste od mgły, odgłosy przytłumione. I nagle - oślepiający błękit, kryształowa przestrzeń, ostrza skał odcinające morze od czystego nieba. Chmury popędziły dalej.
Wahałam się jakieś 30 sekund, czy dać się zabrać na wycieczkę do Cabo de Peñas. W końcu poznałam mojego przewodnika niecałą godzinę wcześniej, nic o nim nie wiem, ale ciekawość zwyciężyła. I tak chciałam tam jechać, a nie miałam za bardzo jak - brak autobusów, pociągów, a na nogach za daleko. Więc pojechaliśmy. Zatrzymaliśmy się na obiad w Candas, małym nadmorskim miasteczku wtulonym z skalistą zatokę. Smażone świeże sardynki, zimne piwo i leniwe południową sjestą miasteczko... Pełen relaks. Rozmowa z moim kierowcą - przewodnikiem średnio się kleiła, mimo wielu prób nic nie kliknęło. Dobrze, że oboje jesteśmy dość dobrze wychowani i rozmowy o niczym i zmierzające donikąd możemy toczyć dość swobodnie.
Gozon - ta ogromna wietrzna skalista przestrzeń, szafir morza z białymi piórami fal. Cisza wiatru, grająca na polach kwiatów. I ta przestrzeń. Mogłam czuć się niezupełnie swobodnie w obecności Pabla, ale do końca życia będę mu wdzięczna za tę wycieczkę na prawie kraniec Hiszpanii. 


W drodze powrotnej zajechaliśmy do Laboral - la ciudad de cultura, ogromny kompleks kulturalno - uniwersytecki, z piękną wieżą i słonecznym dziedzińcem. Fajnie byłoby studiować w takim miejscu - dużo przestrzeni, zieleni. Ale to może innym razem. Zawitało popołudnie i wróciliśmy do Gijon. Pożegnałam Pabla i usnęłam w autobusie do Oviedo.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Portugalia

Bilety do Porto kupiłam w połowie czerwca w środku nocy po sporej dawce wina - miał być to spontaniczny wyjazd tydzień później. Tylko że nie trafiłam w datę i wyszedł październik. Musiałam poprosić o dodatkowe dni wolne w pracy, bo daty nijak się nie pokrywały z moim weekendem i suma sumarum wyszło mi 6 dni wakacji pod koniec października. Wykroił się piękny plan, po tysiącach wersji innych pięknych planów: najpierw Lizbona, potem na północ przez Coimbrę do Porto. I powrót do Barcelony. I tak, 4 miesiące później... Lizbona. Powitała mnie ciężkimi chmurami i jaskrawym słońcem. Zanosiło się na burzę, a ja ślepłam od promieni odbijających się od murów wyłożonych kolorowymi i lśniącymi azulejos. Na dzień dobry trochę pobłądziłam, mapa i instrukcje, które otrzymałam w punkcie informacji nie okazały się przydatne. Jak to możliwe, że na mapie nie zaznaczono ponad połowy ulic? Serio, oficjalna mapa Lizbony jest bardzo godna polecenia. Zostawiłam plecak na stacji Roccio i poszłam zwiedzać. ...

Sardynia 2013

Ostatnio podróżniczo zdobywam bardzo nowe doświadczenia. Moja Sardynka była dla mnie podwójną nowością: nie dość, że z ludźmi, to jeszcze samochodem. Ludzie: Domi i Kacper (współlokatorzy), samochód  lancia (rządowa). Wyszło pięknie spontanicznie, sam pomysł wycieczki pojawił się znikąd, termin wcisnął się pomiędzy wszystkie inne ważne daty i wyjazdy, natychmiast sprawdziłam loty i poprosiłam o dodatkowy dzień urlopu i zamówiliśmy bilety. 30 euro do Alghero i z powrotem, thank you very much. Sardynka idealnie wpasowała mi się pomiędzy Portugalię i Małą Francuską Wioskę, Polskę i Kamilę, no i oczywiście gości i pracę. Minęły już prawie dwa miesiące, z natłoku wydarzeń nie miałam czasu mojej Sardynki przetrawić i nacieszyć się nią ani przed, ani po. Czynię więc to teraz. Wylądowaliśmy  tam spontanicznie, bez większego przygotowania, ale za to z zamówionym samochodem i ambitnym, jak się później okazało – za bardzo - planem objechania całej wyspy. Na szczęście Massimiliano, n...

2014 - Wietnam, Ha Long Bay i Sapa

Stwierdziłam, że nie będę się wygłupiać i organizować wszystkiego sama, bo zwyczajnie nie mam na to czasu, więc poczytałam tylko z czym co się je i wybrałam do jednej z miliona turystycznych agencji w Hanoi i zarezerwowałam wszystko za jednym zamachem. A więc: Z Hanoi wybrałam się na 2-dniową wycieczkę na Ha Long Bay, potem autobusem nocnym do Sapa, zostałam tam całe 2 dni i jedną noc, wróciłam nocnym pociągiem do Hanoi, resztkami sił i cierpliwości pokręciłam się po mieście, by wieczorem złapać nocny autobus do Hoi An, z 1-dniowym przystankiem w Hue. Pani w agencji pojawiły się dolarki w oczach,  kiedy jej opowiedziałam, co bym chciała u niej zakupić, potargowałam się umiarkowanie i miałam z głowy całą logistykę - przynajmniej teoretycznie, gdyż potem na miejscu wychodziły różne niespodzianki: a to dowieźli mnie nie do tego hotelu co trzeba, a to musiałam dopłacić za pociąg, bo inaczej spędziłabym 8 godzin na drewnianej desce, itp. Pierwsza część: Ha Long Bay.  Wy...