Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2012

Ayacucho

Ayacucho jest spokojne, malownicze i bez jakichkolwiek turystów. Dotarłam tam z Huancaveliki wcześnie rano i zostałam do następnego wieczora, kiedy to złapałam "bezpośredni" - z przesiadką w Andahuaylas - autobus do Cusco. Miałam zostać trochę dłużej, ale nie za bardzo było co robić, a również była nadzieja, że jeszcze złapię Kamilę w Pisco, bo jednak nocnymi autobusami nadrabia się trochę czasu. Na dzień dobry przyczepił się do mnie jakiś chłopak stamtąd, studencik prawa (ale miał wolne, bo uczelnia strajkowała). Oprowadził mnie po okolicy, pokazał miejscowy targ, na którym miedzy innymi było stoisko z ziołami i innymi gadżetami dla szamanów, po czym bardzo namawiał na randkę wieczorową porą. Kategorycznie odmówiłam, jako że byłam kompletnie niezainteresowana randkowaniem (plus dla celów turystycznych jestem w stałym związku), byłam po ośmiu godzinach telepania się nocą przez góry i o godzinie 21.00 już spalam jak niemowlę. Miasto jest ładne, według legendy ma 33 kośc...

El tren macho i Huancavlica

Skoro świt wybrałam sie w podróż legendarnym pociągiem do miasteczka ukrytego daaaaleko w górach, Huancavelica. Śmieszna sprawa z tym pocigiem, prawie do samego końca nie wiedziałam czy istnieje, strona internetowa milczała na temat rozkładu jazdy, dni, ceny... Peruwiańscy couchsurferzy też nie byli zbyt pomocni - zamiast udzielić jakichś konkretnych informacji, chcieli się na randki umawiać. W końcu Jorge, mój host w Limie, uparte stworzenie, dodzwonił się do ministerstwa transportu, potem do peruwiańskiego pkp-u, potem gdzieś tam jeszcze i tak, okazało się, że pociąg jeździ, 3 razy w tygodniu, o 6.30, bilecik klasyczny to 9 soles, a ten pierwsza klasa - 13. A więc na stacji odstałam swoje w ogonku, by na koniec dowiedzieć się, że pierwsza klasa obsługiwana jest w innym okienku, bez kolejki. Hm. Wsiadłam i w drogę. Widoki powalające, było wcześnie, więc mgły powoli podnosiły się by odsłonić piękne stoki i doliny. Przełęcze, mosty zawieszone nad rzeka, pola z owcami i malutkie wio...

Huancayo

Minęło zaledwie parę dni odkąd stamtąd wyjechałam, a już zatarło mi się w pamięci wrażenie tego miasta. Najlepiej pamiętam mój okropny ból głowy i burze z piorunami... No dobra, trochę więcej. Juz w pociagu zawarlam znajomosc z tubylcem, niespieszna, spokojna, zyczliwie neutralna. Greys (Creig?) zle znosil wysokosci, wiec 4 godziny przemeczyl sie ze scisle zamknietymi oczami, otwierajac je jedynie, aby zjesc pociagowy obiadek lub kolejna tabletke. Po drodze ustalilo sie, ze zatrzyma sie w tym samym hotelu, bo ja znajoma, lokum sprawdzone, OK, no problem. Hotel przyjemny, nie powiem, cichy, spokojny, niewielki, Eduardo i jego zona - niezwykle uczynni i pomocni. Huancayo, Hotel Samay - polecam. Spotkalismy sie na drugi dzien przy sniadaniu i ruszylismy zwiedzac. Dolaczyl do nas jeszcze Rouland, 25-letni freak z Holandii, przemierzajacy samotnie Ameryke Poludniowa na rowerze. W...

Lima - Huancayo

Z Limy wybralam sie pociagiem do Huancayo. 6.30 rano, 13 godzin telepania sie po bardzo watpliwej jakosci torach, bardzo pod gore i w bardzo bardzo pieknych okolicznosciach przyrody. Doslownie zatykalo dech w piersiach. Gdy dotarlismy na sam szczyt, stacja Galera na wysokosci 4781m. npm poczulam sie slabo, zatkalo mnie kompletnie, stracilam ostrosc widzenia i opadlam z sil. Patrzylam na wlasne dlonie i ich nie poznawalam, byly zrobione z wosku, uderzenia goraca - klasyczna hypoxia. Wysiadlam zeby zrobic zdjecie (duch turysty opada na samym koncu), ale przejscie 30 metrow do budynku stacji wydalo mi sie nie do pokonania. Na szczescie mam dobry zoom w aparacie, pstryknelam i doczolgalam sie z powrtotem do wagonu, gdzie spokojnie zeszlam na chorobe wysokosciowa. Na szczesie w pociagu sa pielegniarki, ktore odratowuja takie nieprzygotowane osly jak ja. Dostalam jakis denaturat do wachania i zrobilo mi sie troche lepiej, pozniej od zapozanych w pociagu Polakow dostalam tabletke, po ktorej ...

Peru, Lima

Wielki Boeing 777-cos tam wyrzucil mnie i Mario, mojego towarzysza podrozy w tamta strone, nad ocean, 13h lotu (z Amsterdamu), z okien widac bylo lasy amazonskie, z ogromna, potezna i nieograniczona rzeka. 10 km nad ziemia, a widzisz ja tak dokladnie, jakby byla zaraz pod twoimi stopami. Nabralam do Amazonki nieoczekiwanego szacunku, przestala byc jedynie najwieksza rzeka swiata z ksiazek do geografii i atlasow. Naprawde istnieje. I rozwija swoja wstazke na bezkresnym dywanie lasow deszczowych. Na lotnisku czekala na nas prawie cala rodzina Mario, siostry, kuzyni, pelne 2 samochody. W domu mama z obiadem, wiecej kuznow i dzieci, ojciec w objeciach fotela i pledu i zapach domu, ktory wiele przezyl. Dobil mnie jet lag - w koncu to roznica 6 godzin, wiec padlam bez czucia w jednym z pokoikow, kolysana do snu smiechami domownikow. Za oknem cala noc darl sie kogut, przestajac na minute w oczekiwaniu na oddarcie sie innych kogutow z sasiedztwa. Bardzo mnie to rozsmieszylo, nawet nie cz...